Pięć lat walczy ze schizofrenią i jej następstwem, depresją. Choć bywało różnie, to ostatni rok zdecydowanie wygrała z chorobą.
Anita ma dobrze dobrane leki, systematycznie je bierze, chce na własnym przykładzie pokazać, że można pokonać chorobę psychiczną, cieszyć się życiem i planować szczęśliwą przyszłość.
Mieszka w małej, spokojnej wsi w województwie podlaskim, tuż przy granicy z Białorusią. Pierwszy atak schizofrenii miała w wieku 15 lat. Dziesięć lat wcześniej na schizofrenię zachorowała jej mama. Podobnie jak u Anity, w konsekwencji schizofrenii rozwinęła się u niej ciężka depresja. Z dzieciństwa Anita pamięta, że jej mama wciąż była smutna, nieobecna, wycofana z życia rodzinnego.
Pierwsze objawy pojawiły się w III klasie gimnazjum
– Bolało mnie serce, nie mogłam spać, wciąż byłam rozdrażniona, aż któregoś dnia zemdlałam w szkole i karetka zabrała mnie do szpitala, gdzie stwierdzono zakażenie pasożytnicze lambliami. W szpitalu razem z rówieśnikami oglądaliśmy dużo horrorów i po pięciu dniach zaczęłam mieć związane z nimi omamy. Każdego dnia było coraz gorzej, omamy nasilały się. Zdawało się jej, że wszędzie są ukryte kamery, a otaczający ją świat jest wielkim planem filmowym horroru, który zaraz się rozegra, a ona będzie jego bohaterką.
Oczekiwała końca świata i czuła się osobą wybraną do uratowania przed apokalipsą wszystkich wierzących. Wewnętrzny przymus kazał jej zebrać wszystkie te osoby w jednym miejscu w Olsztynie. Najgorsze jednak było to, że słyszała w głowie myśli wszystkich spotykanych osób – pacjentów, odwiedzających, dzwoniących, lekarzy, pielęgniarek, salowych ...Ten natłok myśli i bodźców powodował ogromny, dezintegrujący lęk i panikę.
Gdy dziś Anita opowiada mi o tym pierwszym rzucie choroby, odnoszę wrażenie, że jej mózg – wbrew powszechnym wyobrażeniom o schizofrenii – funkcjonował jednocześnie w dwóch różnych światach. Po konsultacji z psychiatrą Anita została przewieziona do szpitala psychiatrycznego w Olsztynie. Tam spędziła około dwóch miesięcy.
Zdiagnozowano u niej schizofrenię
Zastosowane leczenie dosyć szybko rozprawiło się z dręczącymi ją urojeniami. Rozwinęły się jednak silne stany lękowe i depresyjne, pojawiły się zachowania autoagresywne. Zaczęła drapać się do krwi i ciąć. Wzmożona terapia lekami sprawiła, że Anita zmieniła się z dynamicznej, pełnej energii nastolatki, w osobę niezwykle spokojną, wyciszoną, wycofaną z życia.
Co ważne, podczas długiego pobytu w szpitalu udało się jej zdać egzaminy gimnazjalne.
Rok później miała pierwszą próbę samobójczą
– Mama znowu była w szpitalu, a ja przeżywałam swój pierwszy, poważny zawód miłosny. Wpadłam w poczucie beznadziei, sądziłam, że nic mi się nie udaje i nigdy nie uda, że po prostu nie można żyć z tą chorobą. Byłam sama w domu i wzięłam leki. Wszystkie, jakie znalazłam w domu, około 100 różnych tabletek . Na szczęście została odratowana. Przez kolejne trzy lata próbowała się zabić jeszcze pięć razy, zawsze trując się znajdującymi się w domu lekami. Ma za sobą około 20 pobytów w szpitalach psychiatrycznych.
Anita nie jest wyjątkiem
Ze statystyk podawanych przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne wynika, że około połowa pacjentów hospitalizowanych z powodu schizofrenii dokonuje po wyjściu ze szpitala prób samobójczych, a około 10 procent – skutecznych samobójstw. Aby zmniejszyć to ryzyko, schizofrenia powinna być leczona systematycznie i wszechstronnie, nie tylko farmakologicznie, ale i środowiskowo, z zaangażowaniem najbliższego otoczenia chorego i jego rodziny, z włączeniem innych form leczenia, np. psychoterapii, czy arteterapii.
Ostatnią próbę samobójczą Anita podjęła we wrześniu 2015 roku
Zażyte leki zadziałały na tyle silnie, że przez osiem dni leżała w śpiączce. – Miałam dużo szczęścia, że wyszłam z tej próby cało i zdrowo, w zasadzie bez żadnego większego uszczerbku na zdrowiu, z niezniszczoną wątrobą. Czuję, że opatrzność nade mną czuwała, dlatego teraz nie chcę zmarnować kolejnej szansy na normalne życie. Nie chcę też więcej narażać na cierpienie moich rodziców, oni każdą moją próbę samobójczą bardzo przeżywali. Rodzice dwudziestolatki, jej starszy brat, dalsza rodzina i przyjaciółka są dla niej wsparciem w walce z chorobą.
Niestety Anita na własnej skórze doświadczyła odrzucenia, tak częstego wśród osób z chorobami psychicznymi – jedna z dwóch przyjaciółek opuściła ją, niedługo po tym, jak dowiedziała się o diagnozie. Prawdopodobnie wystraszyła się rzekomej niepoczytalności Anity.
O przyszłości – z optymizmem
– Po ostatniej próbie samobójczej poprosiłam prowadzącego lekarza o – kolejną już – zmianę leku przeciwdepresyjnego. Zależało mi na tym, żeby to był lek nie powodujący tycia. Dostałam fluoksetynę i już po dwóch tygodniach poczułam poprawę. Pojechałam w odwiedziny do rodziny na Śląsk i ta zmiana otoczenia sprawiała, że odzyskałam radość życia. Po powrocie do domu było już tylko lepiej. To z kolei zmotywowało mnie do regularnego, systematycznego zażywania leków.
Zaczęłam chodzić na psychoterapię.
Rozmowy z psychologiem bardzo mi pomogły. Zaczęłam też dbać o sobie – dzięki diecie, długim spacerom, jeździe na rolkach i ćwiczeniom, schudłam aż 12 kilogramów – cieszy się.
Myśli samobójcze pojawiają się sporadycznie, a jak się pojawią, stara się czymś zająć i w ten sposób je odpędzić. Przygotowuje się do matury w zaocznym liceum w Augustowie (Polska). Nawiązała sporo nowych znajomości, stara się prowadzić życie towarzyskie. Na co dzień zajmuje się domem, gotowaniem obiadów dla siebie i rodziny.
Dla przyjemności robi różne przedmioty dekoracyjne „hand-made”. Kartki, pudełka, obrazki. Jej pasją jest korespondowanie z ludźmi z całej Polski. Po maturze chce rozpocząć studia psychologiczne. Marzy o założeniu rodziny. Chce też napisać książkę. Ma już koncepcję i tytuł. Patrząc na jej odwagę i determinację, jestem pewna, że i to marzenie uda się jej zrealizować.